Ale to był upalny dzień! Początek czerwca a czułem się jak w środku lata, gdzieś na tropikalnej plaży. Fotografowanie zacząłem od wizyty u Pana Młodego, który wydawał się lekko zestresowany. Szybko jednak napięcie spadło gdy tylko wspomniałem o atramentowo-niebieskim, wypucowanym na błysk youngtimerze zaparkowanym pod domem. Mowa o BMW 635 CSi, którym Ania i Maciek pojechali do ślubu. Ślub odbył się w małym, drewnianym kościółku na wzgórzu w miejscowości Zahutyń, a przyjęcie ślubne w namiocie przy Pałacu w Olszanicy w Bieszczadach.
PLENEROWE WESELE W NAMIOCIE ANI I MAĆKA | PAŁAC W OLSZANICY
Uwielbiam takie miejsca gdzie miękko rozproszone promienie słońca równomiernie oświetlają całą przestrzeń. Mogę wtedy fotografować przy naturalnym świetle, stając się niemal niezauważalny. Przyjęcie w namiocie ma też inne zaletą, którą ja nazywam czystością kadru. Żadne przypadkowe elementy nie pojawiają się kadrze. Mogę się wtedy w pełni skupić na tym co uwielbiam najbardziej, czyli na emocjach. Jeśli do tego goście weselni dają niezłego czadu i praktycznie nie schodzą z parkietu to nie pozostaje mi nic innego jak tylko śledzić każdy ich ruch.
Na przyjęciu Ani i Maćka tyle się działo, że gdy pierwszy raz spojrzałem na zegarek była już prawie druga w nocy!
Z Anią i Mackiem widuje się jednak nieco częściej niż z innymi parami a to z racji naszego sąsiedztwa. To super uczucie gdy niemal za każdym razem ze wzruszeniem wspominają o zdjęciach i historii którą dla nich stworzyłem.